Wiele się mówi o wykluczeniu społecznym, że przysłowiowy „on” nie radzi sobie, w życiu mu nie wychodzi, praca się go nie ima, a żona z „autobusem arabów zdradziła go”. On by nawet chciał, ale nie może. W środowisko wrósł, jak mech w trawnik i nawet jakby spróbował, to uwiązany jest do swojej złamanej sytuacji życiowej, jak chłop pańszczyźniany do skrawka ojcowizny. Człowiek sukcesu, pracownik IT z dużej firmy, tak patrzy na tego smutnego bliźniego i aż rwie się do pomocy – tak chce go wydłubać z tego letargu, że nawet 1% swojego podatku przekaże…
Spełniony dobrym uczynkiem po długo weekendowym majowym grillowaniu, człowiek sukcesu przyjdzie do pracy, gdzie uruchomi – dwa serwery z Windows 2013, trzy Debiany 5.0 i dwa przełączniki sieciowe FE z dwoma (!) portami GE. Następnie przy pomocy Opery 12 przejrzy wiadomości o tym, co nowego w informatyce, wypije kawę „plujkę” i przejdzie się po biurze, aby sprawdzić, czy jakiś terrorysta nie uruchomił wifi. Pokłóci się z młodym, że tylko stare, sprawdzone rozwiązania tworzą solidny fundament dający podstawę dla rzeczy, które mają przetrwać wieki. Zmiany są bowiem dla młodych, co się jeszcze nie wyszumieli, a nie dla niego, który niczym Atlas na swych barkach sam jeden niesie całą organizację.
Wykluczenie czai się nie tylko w ignorancji i braku chęci rozwoju, ale również w tym, że jesteśmy limitowani przez kogoś lub coś. Środowisko, ludzie, czy też sytuacja materialna mogą znacznie wpłynąć na to, że nie pójdziemy do przodu. Nie ma nic gorszego, niż młody czeladnik zepsuty przez starego mistrza, lub rządny rozwoju pracownik zatrzymywany przez prymitywnego szefa. Wykluczenie, to brak chęci wyściubienia nosa z własnego gniazdka, gdzie jest tak ciepło, miło i bezpiecznie. Tymczasem świat pędzi do przodu i z każdą chwilą tkwienia w letargu coraz trudniej jest się z niego wydostać.
Przychodzi czasem takie uczucie, że technologia wyskoczyła zbytnio do przodu, że nie wiemy, o czym się mówi na konferencjach, że wszystkie rzeczy wydają się za duże, za bardzo skomplikowane i rozdmuchane. Negujemy nawet możliwość, że mogą one jakkolwiek pasować do naszego świata, wręcz niekomfortowo czujemy się, gdy ktoś o nich wspomina. Agresja i odrzucenie, to najłatwiejsza metoda, aby utwierdzić się w przekonaniu, że stare jest najlepsze. Jednak, jak pokazuje historia, tak nie jest. Rozwój to jedyna droga. Jeżeli się z nim nie zgadzamy, to sami okłamujemy siebie, negując przy tym rzeczywistość. Przyznanie się do błędu boli, ale boli jeszcze bardziej przyznanie się do tego, że to nie ktoś, gdzieś tam, tylko my sami jesteśmy wykluczeni. Jednak im szybciej przestańmy się oszukiwać, tym prędzej wygrzebiemy się z bagienka, które czule nas otacza i ciągnie w dół.
Wykluczenie można poczuć na wielu warstwach – to wcale nie musi być przeskok z terminali V100 do stacji VDI dopalanych hordami GPU. Wystarczy, że poczujemy, że ktoś, gdzieś robi to, co nas ciekawi, to, czego my tutaj, w miejscu, w którym jesteśmy, zrobić nie możemy. Zrozumiemy, że używa on narzędzi, technologii, które są dla nas nieosiągalne, ale w jakiś niepojęty sposób nas pociągają. Może będzie to skala projektów lub ludzie, z którymi moglibyśmy współpracować… nieważne! Nie pozwólmy sobie na bierność. Spróbujmy dostać to zakazane jabłko – może i wywalą nas z raju, w którym zdajemy się tkwić, ale przynajmniej będzie się coś działo… Poza tym, co to za raj, jak można być z niego wyrzuconym za ciekawość i chęć rozwoju?
Zacznijmy od rozwinięcia swojej własnej świadomości technologicznej. Od tego, aby zbadać różne ścieżki rozwoju i znaleźć tę, która nas interesuje. Następnie, jeżeli okaże się, że to, co odkryliśmy sprawia nam przyjemność, to nie odpuszczajmy i nauczmy się tego. Może nadejdzie czas, że zaczniemy opowiadać o tym i zarażać pasją. Technologia jest jak wirus – jeżeli trafi na podatny grunt, sama się zaszczepi. Nie zrażaj się, próbuj, zmieniaj środowiska, ludzi, jeśli trzeba to i organizacje, a na końcu drogi może się okazać, że to właśnie ty będziesz tym, co dostanie 1% podatku od ludzi, którym w czasie swojej drogi pomogłeś wyjść z bagna, w którym jeszcze do niedawna sam tkwiłeś po uszy. Artykuł został opublikowany na łamach IT Professional.