Wstajesz rano i stwierdzasz, że już najwyższy czas chwycić życie w swoje ręce. Dość pracy na etacie, czy jako podwykonawca za marne okruchy z Pańskiego suto zastawionego stołu. Chwytasz za miliony, bo jesteś specjalistą, ekspertem w swoim fachu! Nie oglądasz się za siebie, bo pomysł jest świetny, inwestorzy na każdym kroku, a prowadzenie swojej firmy, przepraszam, startupu, to bułka z masłem – przecież pryszczate czternastolatki są CEO, CTO, COM, LOL, OMG itd., to Ty nie dasz rady?
Każdy szanujący się pracownik korporacji na szczeblu menadżerskim przeszedł wewnętrznie tę dyskusję z samym sobą. Widział te excele wypchane milionami, te stada sfrustrowanych pracowników opowiadających przy każdej kawie i na każdym squashu, że oni to mają ochotę na coś swojego, że chcą się realizować, że stłamszeni czują się, a rozwój osobisty, to dla nich priorytet.
Więc wstajesz, rzucasz dyrektorowi w twarz klawiaturą, wylewasz to wiadro pomyj, bierzesz zdjęcie drugiej żony i dzieci z obojga małżeństw w garść i idziesz dumny poprzez openspace. Niech widzą, niech patrzą, jak wstępuję w drogę samodzielności, jak idę przed siebie z podniesioną głową, nie to, co oni, szczury uległe, lemingi. Budzisz się następne 3 tygodnie po 9, nieśpiesznie facebook, reddit, linkedin, tyle pracy, tyle możliwości. Rozmawiasz, pokazujesz, jak świat się dla ciebie zmienił, jak decyzja ta była, zaraz po urodzeniu najlepsza w Twoim życiu. Mijają miesiące życia w totalnej ekstazie wolności. Zapracowany jesteś bardziej niż podczas codziennej katorżniczej pracy w korporacji. Idziesz w świat ze swoim pomysłem. Świat stoi otworem, a ty biegniesz.
Jesteś specjalistą, mistrzem w swoim fachu… ale wyczytałeś w tych wszystkich biografiach wielkich biznesmenów, że trzeba ciąć koszty. Zajmujesz się wszystkim – trochę finanse, trochę kadry i płace, przepraszam HR, trochę ninja socialu. Osiem godzin to przecież pracowałeś na etacie, a wiadomo (w mądrych książkach pisali, mądrzy ludzie), że bez pracy nie ma kołaczy. Pędzisz, konferencje i spotkania, artykuły i wywiady. Nie ma kiedy taczki załadować. Nie delegujesz, wiesz, że to wada, ale kasa topnieje, więc oszczędzasz. Dwanaście godzin? Elon Musk, czy inny cukierkowy chłopak przecież pracowali cały czas. Potem kolacja z żoną, weekend za granicą – bo wiadomo balans między pracą, a życiem prywatnym, to klucz do sukcesu. Mija rok, dwa, powoli nie ma za co żyć. Koledzy wykruszają się za każdą pożyczoną stówą. Specjalizacja się przytępia tym HR’em, fakturami i socjalem. Krok po kroku w przepaść.
Wielu powraca do byłego pracodawcy-krwiopijcy, innych pochłania ten świat dynamicznych wzlotów i upadków – zakładają vloga, jeżdżą na konferencje, gdzie przed setkami młodych ludzi roztaczają wizje sukcesu, opowiadają, jak to przez ostatnie cztery lata przepierali pieniądze inwestorów i jak świat stał dla nich otworem. Później dziesiątki pytań przy scenie… chodźcie, chodzicie do baru – postawcie piwo, opowiem.
Czasami komuś się uda i firma wystrzela. Cieszę się wówczas, że nie będę musiał oglądać kolejnego pozera, który dostał miliony finansowania i jedyne o czym myśli, to jak się bawić dalej. Statystyka jest natomiast nieubłagana – większość pada, czasami wstaje na nowo, ale jednak nie odnosi spektakularnego zwycięstwa. Natomiast co się dzieje na pewno, to fakt rozmycia i stępienia wiedzy eksperckiej. Trudno jest, będąc fenomenalnym specjalistą i zasadniczo inteligentnym człowiekiem nie popełnić tego błędu – przecież wszystkiego się nauczę! Tak, ale kosztem czegoś.
Ten błąd popełnia mnóstwo ludzi, którzy próbują wystartować i najczęściej również jest to powodem ich twardego lądowania… a wystarczy się tylko otoczyć ludźmi, oddać trochę pracy, zainspirować kogoś, samemu dać się zainspirować cudzą pracą. Nie sprzedawać za drobne swojej specjalizacji i bynajmniej nie chodzi mi, że na rynku, ale wewnętrznie u siebie w swojej bardzo młodej firmie. Nie ma nic gorszego niż patrzeć na upadek eksperta w odmęty aspektów organizacyjnych firmy, prawa, HR itd. kosztem tego, w czym jest najlepszy, co chciał zawsze robić i dlaczego zmienił tak dramatycznie swoje życie.
Artykuł opublikowany na łamach IT Professional.