Weźmy takiego murarza. Być dobrym murarzem to nie jest taka prosta sprawa. Zacząć trzeba od tego, że kto chciałby wstawać o 4 rano, pakować się w busa lub samochód, jechać bóg wie gdzie na budowę i czy zima, czy lato nurzając się w wilgotnym cemencie ustawiać mozolnie cegłę za cegłą. Co więcej wyżej opisana sytuacja jest komfortowa. Bo żeby stać się murarzem trzeba swoją pańszczyznę odrobić – kilkanaście lat najpodlejszej pracy pomocnika na budowie, później kilkanaście zim tachania cegieł za mistrzem, następnie wieczność jako czeladnik. Zaawansowany reumatyzm i skrzywiony kręgosłup dają nam znać, że oto już sami możemy murować, że już czas mistrzostwa nadszedł. Zajmuje to lata i nie ma w tym wiecznego pasma tak mocno uświęconego w dzisiejszych czasach sukcesu. Widzieliście, żeby ktoś wrzucał fotki na Instagrama z tym jak muruje w deszczu, albo jak ciężko się z taczką pełną cegieł jedzie przez błoto? Mało w tym sukcesu… A to nie nastraja ludzi do tego, aby rozpoczynali swoją przygodę z murarstwem – za dużo potu i łez, a za mało czynnika sukcesu i bycia sexy-jazzy-funky. Dlatego od lat jest problem z murarzami, biorą wszystkich jak leci – umiesz Janusz cegły ustawiać? Umiem! To chodź, będziesz murarzem. Następuje wzrost wypłat, a często spadek jakości.
Dlatego na zachodzie, od lat, jak ktoś się już uprze, że chce dom z czerwoniutkiej cegły, to „drukuje się” go w fabryce i gotowe prefabrykaty zawozi się na budowę, gdzie z ciężarówki od razu ustawia się na właściwym miejscu. Można znaleźć również materiały o tym, jak maszyny w żelbetowych szkieletach wieżowców murują ściana za ścianą. Jest szybciej, niekoniecznie taniej, ale stabilnie – mniejsze ryzyko, że jak się murarz zwolni to terminy zostaną zawalone, że akurat ten murarz co go z trudem znaleźliśmy zna się na fachu itp. Może na pierwszy rzut oka taka maszyna jest absurdalnie droga, ale ile więcej szybciej i mniej ryzykownie można nią zdziałać.
Kolejna sprawa, że jak ma się już tę maszynę do murowania, to operator ma fajną pracę – steruje przecież robotem. Fotki z kabinki w musztardowych dżinsach, zakręcony wąs pod żółciutkim kaskiem – patrzcie, ile ścian postawiłem! Nawet koleżanka przy kraftowym piwie może spytać – czym się zajmujesz książę? Jestem Senior Robotic Operator, mój podwładny nazywa się Neon Genesis Evangelion. Nie lepiej? Aż się człowiek do roboty rwie, bo praca jak u Tony’ego Starka. Dodatkowo sterowanie takim robotem to praca z maszyną, a nie z naturą. Wiele ułatwień jest już w programie, nie trzeba setek lat na specjalizację, po kilku miesiącach jest się już seniorem… A nie, że musi być z rodziny murarzy, aby stawiać ściany, domy, szpitale.
Demokratyzacja dostępu do wiedzy i znaczne spłycenie wymaganego poziomu pozwalającego na jej zastosowanie, sprawia, że można co chwilę zmieniać ścieżkę kariery, dziś murarz jutro DevOps, pojutrze kierowca. Zdaje się już niemożliwe przykucie na życie do jednego zawodu. Z jednej strony to na pewno dobrze, że osiągnięto tę sytuację dzięki wieloletnim doświadczeniom i fenomenalnemu uproszczeniu wielu technologii, które pozwoliło na bezprecedensowe dotychczas tempo formowania specjalizacji. Jednak z drugiej strony wspomniana standaryzacja i przesuniecie wiedzy i doświadczenia z białka w krzem może spowodować zatracenie kreatywności, na którą potrzeba czasu i pracy organicznej.
Temat murarza może się wydawać abstrakcyjny, ale gdy się na niego spojrzy z perspektywy, która jest nam bliższa, to nietrudno zmapować opisane problemy na branżę IT. Próg wejścia jest potężny – ponad 30 lat historii użytkowego IT, miliardy modeli urządzeń, setki trzyliterowych skrótów, zasady, haczyki, to implikuje tony doświadczenia, które bezpośrednio przeliczalne są na czas niezbędny do ich zgłębienia. Automaty nie powstają po to, aby ułatwić nam życie, tylko sprawić, że wypracowane przez lata standardy, doświadczenie czy też rozwiązania będą możliwe do utrzymania w post-nerdowskim świecie, którego reprezentanci stają się powoli współpracownikami, jak również i klientami. Oni nie chcą słuchać o błocie oraz zimnie i smutnej drodze IT. To pokolenie sukcesu, gdzie wszystko jest możliwe szybciej, a kreatywność nie ma wektora kierowanego w organiczną pracę, ale w przyszłość, gdzie rozwiązania nie mają tak ciężkiego bagażu przeszłości.
Artykuł został opublikowany na łamach IT Professional.